Mam już serdecznie dość naszego starego placu zabaw. Normalnie strach wypuścić tam dziecko, nawet pod czyjąś czujną opieką, a co dopiero samopas, żeby się pobawiło z rówieśnikami bez wścibskich obserwatorów. Po tym, co moje dziecko znosiło do domu – co miało wyciągane ze skaleczonych kolan i łokci – naprawdę miarka się przebrała. Spytałam administratora o jakieś zabezpieczenia, o rozwiązania typu bezpieczna nawierzchnia na plac zabaw i w końcu, gdy wnuk sąsiadki poważnie się połamał, zgodził się to rozważyć.

To nie jest tak, że dzieci muszą się bawić właśnie na tym konkretnym placu. Ale ponieważ znajduje się on tuż pod naszym blokiem, jest to dla mnie niezwykle wygodne gdy muszę szybko kogoś zawołać. Gdyby była u nas bezpieczna nawierzchnia na plac zabaw, nie musiałabym za każdym razem obawiać się, że stało się coś okropnego. Mam już powyżej uszu tłumaczeń w szkole, dlaczego dziecko ciągle chodzi poobijane i całe w bandażach i plastrach. A przecież ono chce się tylko pobawić na zewnątrz.